Po sobotnim artykule o tym, że augustowska prokuratura sprawdza, czy w białostockiej drogówce nie dochodziło do mobbingu, odezwali się policjanci oddziału prewencji: - Ludzie są tak zastraszeni, że wolą przyjść chorzy na służbę lub łykać kolorowe tabletki, niż się narazić szefostwu.
 

Funkcjonariusze z prewencji odezwali się do nas po naszym sobotnim artykule o tym, że augustowska prokuratura sprawdza, czy w białostockiej drogówce nie dochodziło do mobbingu.

W drogówce nie wytrzymał policjant z wieloletnim stażem. Napisał skargę do komendanta głównego, która w końcu trafiła do prokuratury. Na razie kłopot jest taki, że od czterech miesięcy do sprawy nie przesłuchano żadnego świadka. A zarzuty są poważne: niepokorni wobec szefostwa sekcji policjanci byli karani pod byle pretekstem (m.in. za skorzystanie z toalety na patrolu), kto nie wyrobił normy wystawionych mandatów dostawał więcej nocnych służb albo nie miał szansy na premie czy awans. Z tą sprawą wiąże się nagłe odejście na emeryturę białostockiego komendanta miejskiego insp. Jarosława Stankiewicza.

Białostocki Oddział Prewencji przechodzi obecnie reorganizację. Z trzech kompanii (po ok. 100 osób każda) zostaną dwie. Ludzie nie będą zwalniani, bo będą likwidowane tylko puste etaty, ale niektórzy będą musieli stracić swoje stanowiska.

- Rozpoczęło się straszenie. Kto zachoruje albo nie wykaże się wynikami na służbie, bo trzeba mieć odpowiednio dużo wylegitymowanych osób, będzie odpowiednio doceniony - żalą się policjanci.

To "docenianie" polega na groźbach przeniesienia na niższe stanowisko albo na straszeniu kontrolą. Każdy policjant powinien znać wszelkie kodeksy, ustawy, rozporządzenia, aneksy do nich i rozkazy przełożonych, więc podczas kontroli szczegółowo można takiego delikwenta wypytać o wszystko. Jeżeli nie odpowie na któreś z pytań, można go cofnąć ze służby. A to się przekłada na pensję, dodatki i awanse.

- Nie wyobrażam sobie sytuacji, aby mój policjant podejmując się interwencji, nie znał odpowiednich przepisów. Dlatego każdy funkcjonariusz musi ciągle uczyć i rozwijać, a to jest sprawdzane - tłumaczy dowódca oddziału prewencji mł. insp. Zbigniew Kamieński.

- Jak ktoś się uprze, to zawsze znajdzie jakąś dziurę - tłumaczą policjanci.

A sprawa dodatków: - Jeżeli mam policjanta, który ciągle choruje i takiego, który zdziera zelówki na ulicy, i mam pulę pieniędzy na dodatki motywacyjne, to chyba logiczne jest, komu wolę dać premię - dodaje Kamieński.

W rezultacie niektórzy policjanci nie wytrzymują presji i na własną rękę korzystają z porad psychiatrów.

Komenda wojewódzka obiecuje przyjrzeć się sprawie.

Warto jednak przypomnieć, że oficjalnie w naszym garnizonie problemu mobbingu nigdy nie stwierdzono. Były jednak przypadki, kiedy potencjalnie podejrzany policjant szybko przechodził na emeryturę, a wtedy całą sprawę od razu umarzano.