Okres | Wizyt | Odsłon |
Wczoraj | 113 | 375 |
Ostat tydzień | 1466 | 3743 |
Ostat. dwa tyg. | 2747 | 6875 |
Ostat. miesiąc | 6781 | 16818 |
Ostatni rok | 95445 | 236824 |
Razem | 1959265 | 4248898 |
27.09.2010 | Poniedziałek
W poniedziałek w programie Tomasza Lisa wystąpił premier Donald Tusk. Z ust premiera padło wiele stwierdzeń, które mogą być symptomatyczne dla rozwoju dalszej sytuacji w kraju, szczególnie w kontekście budżetu państwa na rok przyszły, jaki został we wtorek przez rząd skierowany do Sejmu. A to na pewno interesuje tak policjantów, jak i całą sferę budżetową.
Wywiad premiera "przypadkowo" odbył się w przededniu uchwalenia przez rząd budżetu. Jak pamiętamy, rząd musi przedstawić projekt budżetu na 3 miesiące przed upływem roku, a więc premier miał czas tylko do końca września na przesłanie do Sejmu projektu ustawy budżetowej.
Analizując wczorajsze słowa premiera, raczej nie możemy mieć wielkich nadziei na gruntowną zmianę polityki wobec sfery budżetowej. "Jestem gotów dalej ciąć wydatki i żaden inny rząd na naszym miejscu, ani kolejne rządy, jakie nastąpią po nas, nie będą mogły prowadzić innej polityki" - stwierdził premier, a to oznacza, że kres drastycznych oszczędności nie nastąpi szybko.
"Zostałem wybrany nie do łatwych a do trudnych zadań" - zadeklarował premier, który na pytanie prowadzącego, jak chciałby być postrzeganym w przyszłości odparł w pierwszej chwili: w porządku gość! Gdy Tomasz Lis uzmysłowił premierowi, że jest premierem blisko 40-milionowego kraju i nie chodzi o to jak go postrzegać będą kumple, lecz historia, premier, po głębszym namyśle wyznał, że chciałby być zapamiętanym, jako solidny i przyzwoity człowiek, który znalazł się na właściwym miejscu i we właściwym czasie.Hmm.
W dalszym ciągu wywiadu premier podkreślił z mocą, że jest zwolennikiem racjonalnego myślenia. Namawiał do odrzucenia romantycznych marzeń i przestawienia się na proeuropejskie, racjonalne myślenie.
Lansowana przez premiera proeuropejskość dziwnie się miała do obrony minister Radziszewskiej, której zachowanie do proeuropejskich raczej trudno zaliczyć. Przyciskany przez Tomasza Lisa, premier uchylił się od jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy odwoła minister Radziszewską, choć można się spodziewać, że po tym programie, jej szanse na utrzymanie się na stołku wyraźnie zmalały.
Sporo czasu premier poświęcił na ubolewanie nad sposobem uprawiania polityki przez opozycję, która ze sprawy katastrofy smoleńskiej uczyniła rodzaj relikwii. I w ogóle opozycja zachowuje się zdaniem premiera ohydnie. Do tego doszło.
Padła z ust premiera wypowiedziana z dużym zaangażowaniem deklaracja, iż nienawidzi szczególnie hipokryzji (sic!), podając jako przykład ludzi, którzy "co roku zmieniają samochód a gęby mają pełne frazesów, jaką prowadzić politykę wobec ludzi, którzy 25-tego zastanawiają się, czy wystarczy im pieniędzy na chleb".
Wcześniej premier porównywał zarobki dziennikarzy i twórców, z zarobkami najmniej zarabiających, przekazując w ten sposób wcale nie zawoalowaną groźbę wobec środowiska dziennikarzy, że jeżeli nie będą grzeczni, to zastanowi się nad likwidacją 50%-owego kosztu uzyskania przychodu, jaki stosuje się do wypłat twórców i dziennikarzy.
Jak widać, premier starał się w widoczny sposób pozyskać sympatię elektoratu opozycji, bo to jemu z reguły nie starcza na chleb, wysyłając zarazem czytelne sygnały pod adresem własnego elektoratu, które można sprowadzić do zdania: cieszcie się z tego co macie, bo może być wam zabrane.
Dobrze byłoby uświadomić premierowi, że są różne daty wypłat, niekoniecznie więc grosza musi zabraknąć akurat 25-tego, ale nie czepiajmy się, na terminy wypłat premier przecież nie ma wpływu. Jednak jeśli już o terminach wypłat mówimy, to dobrze byłoby, aby urzędy pracy i ZUS terminowo wypłacały świadczenia - na to pan premier chyba ma wpływ...
Konwencja programu Tomasza Lisa wyklucza pytania z sali. Sala służy w zasadzie do wyrażania wyreżyserowanego poklasku w starannie wybranych momentach. Trudno więc w takiej sytuacji o zadanie bardziej konkretnych pytań. A mielibyśmy ich trochę, na temat hipokryzji i składania pustych obietnic też.
Jak poinformowano we wtorek, rząd przedstawił projekt budżetu na rok 2011' zakładający wydatki na poziomie 313 mld 479 mln złotych oraz dochody w wysokości 273 mld 270 mln złotych. Deficyt ma być nie większy zatem, niż 40 mld 200 mln złotych.
Nie można więc żywić nadziei, że chcąc się zmieścić w tych ramach, rząd odstąpi od zapowiedzianego zamrożenia płac budżetówki. Tym bardziej, że tegoroczny deficyt sektora finansów publicznych wyniesie ponad 100 mld zł, zaś ustawiony na pawilonie "Cepelii" przy skrzyżowaniu Al. Jerozolimskich i ulicy Marszałkowskiej wielki ekran świetlny pokazuje, że mamy do spłacenia ponad 724 mld złotych długu publicznego.Licznik bije. Okazuje się, że każdy z nas ma do spłacenia blisko 20 tysięcy. Czy przypomnienie, jaka kwota wypadała na statystycznego Kowalskiego w okresie późnego Gierka, kwalifikuje się już jako hipokryzja? Czy tylko zwykła demagogia?
Dodatkowo resort finansów ostrzega, że zawiesi część ulg i zwolnień w PIT, jeżeli dług publiczny przekroczy poziom 55 proc. PKB. Taki zapis znalazł się w opublikowanej dzisiaj (wtorek) strategii zarządzania długiem publicznym w latach 2011-2014. W zasadzie, jedyne ulgi, jakie pozostały, dotyczą dzieci, internetu i datków na kościół. Rząd już zapowiedział, że zlikwiduje ulgę na dzieci... możemy się także zacząć żegnać z ulgą na internet, choć tyle się trąbiło o powszechnym dostępie do internetu.
Wydaje się, że zarówno ten ekskluzywny wywiad premiera, jak i kolejna strategia oraz ustawiony w eksponowanym miejscu stolicy licznik, stanowią spektakularną odpowiedź rządu na manifestacje i protesty różnych grup niezadowolonych z przyznanych środków w budżecie. Czy także na nasz protest?
(jp)
11.10.2010 | Poniedziałek
09.10.2010 | Sobota
04.10.2010 | Poniedziałek
06.10.2010 | Środa
29.09.2010 | Środa
04.10.2010 | Poniedziałek