Okres | Wizyt | Odsłon |
Wczoraj | 54 | 123 |
Ostat tydzień | 1254 | 3109 |
Ostat. dwa tyg. | 2653 | 6630 |
Ostat. miesiąc | 6704 | 16535 |
Ostatni rok | 95381 | 236396 |
Razem | 1958912 | 4247912 |
Ostatnio dodane:
Szkolenie za prywatne pieniądze
Policjanta szkoli się krócej niż fryzjera i kucharza
Rozmawiał: Marcin Pietraszewski
- Kursanci na zajęciach z ruchu drogowego muszą korzystać z prywatnych samochodów, proponuje się nam również, żeby w ramach oszczędności szkolić same psy tropiące, bez przewodników. Czy tak ma wyglądać nowoczesne szkolnictwo policyjne? - pyta podinspektor Jacek Kosmaty, związkowiec i były rzecznik Szkoły Policji w Katowicach.
Podinspektor Jacek Kosmaty
Marcin Pietraszewski: W połowie marca opowiedział Pan dziennikarzom, że wprowadzone oszczędności zachwiały systemem szkolenia. To dlatego przestał Pan być rzecznikiem Szkoły Policji?
Jacek Kosmaty: O tym, że nie pełnię tej funkcji, dowiedziałem się zaraz po konferencji prasowej. Komendant szkoły powiedział mi wtedy, że dostrzega konflikt interesów, bo byłem rzecznikiem i szefem związków zawodowych. Problem w tym, że rzecznikiem byłem dziesięć lat, a związkami kieruję od czterech. Dopóki nie zacząłem poruszać niewygodnych tematów, nikomu to nie przeszkadzało.
6 kwietnia 1990 r. milicję zastąpiła policja i od tego czasu żaden oficer pod własnym nazwiskiem nie odważył się publicznie skrytykować pomysłów przełożonych.
- Uważam, że ktoś musiał przerwać milczenie. Do służby wstąpiłem zaraz po utworzeniu policji. Przez dziewięć lat pracowałem w komisariacie w Bielsku-Białej, gdzie zdarzały się jeszcze maszyny do pisania z niemiecką czcionką, a meble wyglądały, jakby je przywieziono z demobilu. Co się naoglądałem, to moje. Od tego czasu wiele zmieniło się na lepsze, bo mamy nowocześniejszy sprzęt. Jednak w policji dalej obowiązują dwa światy: ten, w którym żyją oficerowie komendy głównej, oraz drugi - świat szeregowych policjantów w komisariatach. Ci pierwsi mówią, że zbliżamy się do standardów europejskich, drudzy przynoszą do pracy własne komputery, papier do drukarek, a nawet toaletowy. Wszystko przez drakońskie oszczędności.
Komenda główna twierdzi, że wprowadzone w zeszłym roku cięcia były jednak konieczne.
- Nie twierdzę, że nie. Nie może być jednak tak, że z ich powodu system policyjnego szkolnictwa staje na skraju przepaści. Chce pan przykładów? W 2007 r. nasza szkoła kupiła 1160 podręczników, w ubiegłym - tylko 13. W tym roku będzie podobnie. Nieraz byłem świadkiem, jak kursanci do zajęć z ruchu drogowego musieli wykorzystywać prywatne samochody. To nie jest normalne. W ubiegłym roku ze szkoły musiało odejść 90 pracowników, w tym wielu wykładowców, ale programu nie zmniejszono. Efekt jest taki, że powoli zaczyna nam brakować kadry, tym bardziej że rośnie liczba organizowanych kursów i szkoleń. Np. na wzorowanych na modelu amerykańskiego FBI zajęciach z przesłuchań podejrzanych udział musi brać kilku wykładowców.
Komenda główna twierdzi jednak, że wykładowcy ze szkół policji pracują 2,6 godziny dziennie i jest to poniżej norm obowiązujących w innych krajach Unii.
- Nie wiem, skąd są te wyliczenia, ale u nas tak nie jest. Wielu naszych nauczycieli ma nawet po 8 godzin dziennie.
Czy policjanci opuszczający mury szkoły są niedouczeni?
- Jeszcze parę lat temu szkolenie teoretyczne przyszłego policjanta trwało dziewięć miesięcy, rok temu siedem, a teraz już tylko sześć. Program pozostał jednak bez zmian. Siłą rzeczy kursanci nie są w stanie nauczyć się wszystkiego. Proszę zauważyć, że fryzjer czy kucharz zawodu uczą się przez kilka lat. A funkcjonariuszy po pół roku wypuszcza się na ulice. To prędzej czy później wpłynie na poczucie naszego bezpieczeństwa.
A może to wykładowcy szkoły są niechętni zmianom proponowanym przez komendę główną?
- Mamy świadomość, że zmiany są potrzebne, ale trzeba je robić z głową. Tak, aby nie szkodzić. Niedawno na jednej z odpraw rocznych w naszej szkole jeden z przedstawicieli komendy głównej zaproponował, aby psy tropiące szkolić bez przewodników, bo wyjdzie taniej. Problem w tym, że pies i przewodnik to jeden zespół. Na szczęście ten pomysł upadł, ale jego autor nadal pracuje w naszej centrali. Dwa lata temu dostaliśmy do testowania nowe mundury, które oficjalnie wprowadzono w ubiegłym roku. Po testach pisaliśmy do komendy o obawach, że mundury są wykonane z łatwopalnych materiałów i grożą poparzeniami. Myśli pan, że ktoś się tym przejął? Nikt! Bezkrytycznie kupiono mundury. Kiedy parę miesięcy temu jeden z funkcjonariuszy udowodnił, że mundur się pali i topi, powiedziano nam, iż nie jesteśmy strażakami. A człowiek odpowiedzialny za kupno tych mundurów został zastępcą komendanta wojewódzkiego w Radomiu.
Nie boi się Pan, że po tych słowach pańska kariera w policji legnie w gruzach?
- Ona już legła w gruzach. Jestem jednak gotowy ją poświęcić, jeżeli moje słowa spowodują rzeczową dyskusję o zmianach w policji. Bo mentalnie ciągle tkwimy w XX wieku.
Polecamy: Posłowie pytają, co się dzieje w szkole policji
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
Podinspektor Jacek Kosmaty
Marcin Pietraszewski: W połowie marca opowiedział Pan dziennikarzom, że wprowadzone oszczędności zachwiały systemem szkolenia. To dlatego przestał Pan być rzecznikiem Szkoły Policji?
Jacek Kosmaty: O tym, że nie pełnię tej funkcji, dowiedziałem się zaraz po konferencji prasowej. Komendant szkoły powiedział mi wtedy, że dostrzega konflikt interesów, bo byłem rzecznikiem i szefem związków zawodowych. Problem w tym, że rzecznikiem byłem dziesięć lat, a związkami kieruję od czterech. Dopóki nie zacząłem poruszać niewygodnych tematów, nikomu to nie przeszkadzało.
6 kwietnia 1990 r. milicję zastąpiła policja i od tego czasu żaden oficer pod własnym nazwiskiem nie odważył się publicznie skrytykować pomysłów przełożonych.
- Uważam, że ktoś musiał przerwać milczenie. Do służby wstąpiłem zaraz po utworzeniu policji. Przez dziewięć lat pracowałem w komisariacie w Bielsku-Białej, gdzie zdarzały się jeszcze maszyny do pisania z niemiecką czcionką, a meble wyglądały, jakby je przywieziono z demobilu. Co się naoglądałem, to moje. Od tego czasu wiele zmieniło się na lepsze, bo mamy nowocześniejszy sprzęt. Jednak w policji dalej obowiązują dwa światy: ten, w którym żyją oficerowie komendy głównej, oraz drugi - świat szeregowych policjantów w komisariatach. Ci pierwsi mówią, że zbliżamy się do standardów europejskich, drudzy przynoszą do pracy własne komputery, papier do drukarek, a nawet toaletowy. Wszystko przez drakońskie oszczędności.
Komenda główna twierdzi, że wprowadzone w zeszłym roku cięcia były jednak konieczne.
- Nie twierdzę, że nie. Nie może być jednak tak, że z ich powodu system policyjnego szkolnictwa staje na skraju przepaści. Chce pan przykładów? W 2007 r. nasza szkoła kupiła 1160 podręczników, w ubiegłym - tylko 13. W tym roku będzie podobnie. Nieraz byłem świadkiem, jak kursanci do zajęć z ruchu drogowego musieli wykorzystywać prywatne samochody. To nie jest normalne. W ubiegłym roku ze szkoły musiało odejść 90 pracowników, w tym wielu wykładowców, ale programu nie zmniejszono. Efekt jest taki, że powoli zaczyna nam brakować kadry, tym bardziej że rośnie liczba organizowanych kursów i szkoleń. Np. na wzorowanych na modelu amerykańskiego FBI zajęciach z przesłuchań podejrzanych udział musi brać kilku wykładowców.
Komenda główna twierdzi jednak, że wykładowcy ze szkół policji pracują 2,6 godziny dziennie i jest to poniżej norm obowiązujących w innych krajach Unii.
- Nie wiem, skąd są te wyliczenia, ale u nas tak nie jest. Wielu naszych nauczycieli ma nawet po 8 godzin dziennie.
Czy policjanci opuszczający mury szkoły są niedouczeni?
- Jeszcze parę lat temu szkolenie teoretyczne przyszłego policjanta trwało dziewięć miesięcy, rok temu siedem, a teraz już tylko sześć. Program pozostał jednak bez zmian. Siłą rzeczy kursanci nie są w stanie nauczyć się wszystkiego. Proszę zauważyć, że fryzjer czy kucharz zawodu uczą się przez kilka lat. A funkcjonariuszy po pół roku wypuszcza się na ulice. To prędzej czy później wpłynie na poczucie naszego bezpieczeństwa.
A może to wykładowcy szkoły są niechętni zmianom proponowanym przez komendę główną?
- Mamy świadomość, że zmiany są potrzebne, ale trzeba je robić z głową. Tak, aby nie szkodzić. Niedawno na jednej z odpraw rocznych w naszej szkole jeden z przedstawicieli komendy głównej zaproponował, aby psy tropiące szkolić bez przewodników, bo wyjdzie taniej. Problem w tym, że pies i przewodnik to jeden zespół. Na szczęście ten pomysł upadł, ale jego autor nadal pracuje w naszej centrali. Dwa lata temu dostaliśmy do testowania nowe mundury, które oficjalnie wprowadzono w ubiegłym roku. Po testach pisaliśmy do komendy o obawach, że mundury są wykonane z łatwopalnych materiałów i grożą poparzeniami. Myśli pan, że ktoś się tym przejął? Nikt! Bezkrytycznie kupiono mundury. Kiedy parę miesięcy temu jeden z funkcjonariuszy udowodnił, że mundur się pali i topi, powiedziano nam, iż nie jesteśmy strażakami. A człowiek odpowiedzialny za kupno tych mundurów został zastępcą komendanta wojewódzkiego w Radomiu.
Nie boi się Pan, że po tych słowach pańska kariera w policji legnie w gruzach?
- Ona już legła w gruzach. Jestem jednak gotowy ją poświęcić, jeżeli moje słowa spowodują rzeczową dyskusję o zmianach w policji. Bo mentalnie ciągle tkwimy w XX wieku.
Polecamy: Posłowie pytają, co się dzieje w szkole policji
Źródło: Gazeta Wyborcza Katowice
00:00:04
Ostatnio dodane:
Jak oceniasz dotyczasowe deyzje Komendanta Głównego Policji?