tytul_zwiazek
tytul_zwiazek
logo_forum
Statystki odwiedzin
OkresWizytOdsłon
Wczoraj 107 258
Ostat tydzień 1305 3547
Ostat. dwa tyg. 3025 7922
Ostat. miesiąc 6383 16352
Ostatni rok 95182 237258
Razem 1960941 4253331
Fundusz ściśle tajny

Fundusz ściśle tajny      
Autor LESZEK SZYMOWSKI   
Czwartek, 18. 11. 2010 13:59

Komendant Stołeczny Policji, jego pierwszy zastępca i współpracujący z nimi poszukiwany gangster, mogli stać za ogromną defraudacją publicznych pieniędzy , wynika ze śledztwa Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie. „Warszawska Gazeta” dotarła do akt tego śledztwa.

Chodzi o śledztwo prowadzone pod sygnaturą Ap Vds 65/10. Wszczął je w tym roku Wydział do walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją, wskutek alarmujących doniesień Biura Kontroli i Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Obie te komórki informowały o nadużyciach na wielką skalę, do których od kilku lat miało dochodzić w stołecznym Wydziale Techniki Operacyjnej.

Tajny wydział

Wydział Techniki Operacyjnej uchodzi za najbardziej tajemniczy wydział stołecznej policji. Zajmuje się stosowaniem środków i metod techniki operacyjnej i gromadzeniem pozyskanych dzięki nim informacji. Funkcjonariusze WTO zajmują się więc stosowaniem podsłuchów i spisywaniem stenogramów rozmów, tajną obserwacją, lokalizowaniem osób pozostających w zainteresowaniu policji. Wydział wykorzystuje najnowsze wynalazki techniki i elektroniki: GPS-y, pelengatory (urządzenia pozwalające na lokalizowanie telefonów komórkowych), mikrokamery, pluskwy podsłuchowe itp. Zatrzymania poszukiwanych przestępców i udane akcje policyjne to bardzo często wynik wcześniejszej pracy WTO.

Transakcje z oszustem

Od wielu miesięcy, kierownictwo Wydziału Techniki Operacyjnej zmagało się z problemem pogarszającej się sprawności samochodów służbowych. Problem stawał się palący, gdyż samochody te są wykorzystywane m.in. do tajnej obserwacji przestępców. Aby tą sytuację naprawić, kierownictwo Komendy Stołecznej zdecydowało się wyleasingować pojazdy dla WTO. Pieniądze na ten cel miały pochodzić z tzw. funduszu operacyjnego – tajnego funduszu służącego do finansowania działań operacyjno – rozpoznawczych (m.in. finansowania wynagrodzeń dla agentów ulokowanych w gangach). Tworzenie tego funduszu i gospodarowanie nim to tajemnica państwowa. Wydatki z funduszu nadzorować i kontrolować powinien Komendant Stołeczny – nadinsp. Adam Mularz. Wspólnie ze swoim zastępcą – mł. insp. dr Robertem Bałdysem - wybrał na dostawcę samochodów firmę należącą do niejakiego Andrzeja E. (czasem używa też imienia Artur). E. był wcześniej notowany za wyłudzenia, oszustwa finansowe i współpracę ze zorganizowaną grupą przestępczą wywodzącą się z podwarszawskiego Wołomina. Wiosną 2010 roku, gdy spotykał się z obydwoma komendantami, był poszukiwany listem gończym, przez warszawską prokuraturę, za kradzieże i oszustwa. Doszło więc do sytuacji bezprecedensowej: w czasie, gdy cała warszawska policja poszukiwała Andrzeja E. – ten spokojnie robił interesy z szefem tejże policji. Zażyłość między nimi musiała być istotnie duża: w lipcu 2009 roku Andrzej E. uczestniczył w obchodach święta Policji (zaproszenie otrzymał od komendanta Mularza). Fotoreporterzy uchwycili go, gdy siedział obok człowieka, który w Polsce reprezentuje interesy  triady – chińskiej mafii powiązanej z chińskim wywiadem.

O zażyłości łączącej Andrzeja E. i obu komendantów świadczyć może fakt, że E. podjął się pośrednictwa w sprzedaży samochodu terenowego należącego do nadinsp. Mularza. Samochód ten wystawił na sprzedaż m.in. w popularnym internetowym portalu aukcyjnym. Gdy ogłoszenie było dostępne w sieci, stronę odwiedził przypadkowo funkcjonariusz Biura Kontroli Komendy Głównej Policji. Wszczęto sprawę wyjaśniającą. W czasie gdy postępowanie trwało, Andrzej E. sprzedał terenówkę należącą do Adama Mularza. – Faktycznie, byłem właścicielem samochodu terenowego i sprzedałem go za pośrednictwem jednego z komisów – napisał nam poprzez swojego rzecznika nadinsp. Adam Mularz. Komendant twierdzi, że nigdy nie znał Andrzeja E. i nie wie co to za osoba. Zaprzeczył stanowczo, aby kiedykolwiek robił jakiekolwiek interesy z poszukiwanym przestępcą.

Dziwne aresztowanie

10 kwietnia 2010 r. Andrzej E. został zatrzymany przez policjantów z Pragi Południe za oszustwa finansowe. Zajmujący się sprawą naczelnik wydziału wprowadził w błąd prokuraturę twierdząc, że zebrane materiały są zbyt słabe, aby wnioskować o areszt tymczasowy dla Andrzeja E. Prokuratura zgodziła się więc na zwolnienie zatrzymanego. Andrzej E. został zwolniony. Cały czas obserwowali go jednak policyjni tajniacy pracujący na zlecenie Biura Kontroli KGP. I już następnego dnia zlokalizowali Andrzeja E. w lokalu operacyjnym należącym do warszawskiej policji. BTSy (stacje bazowe umożliwiające wykonywanie połączeń z telefonów komórkowych; pozwalają też zlokalizować konkretny telefon) wykazały, że w tym samym miejscu i w tym samym czasie przebywało czterech wysokich rangą oficerów Komendy Stołecznej Policji (każdy w randze naczelnika). O czym rozmawiali – nie wiadomo. Wiadomo jednak, że Prokuratura Rejonowa Warszawa – Praga Południe zdobyła kolejne dowody łamania prawa przez Andrzeja E. 15 kwietnia zatrzymano go ponownie. Podczas przeszukania w jego domu znaleziono drogi sprzęt elektroniczny pochodzący z kradzieży. Sąd Rejonowy dla Warszawy Pragi Południe (sygn. akt Kp 535/10) zdecydował o tymczasowym aresztowaniu Andrzeja E. Gangster został osadzony w Areszcie Śledczym na Białołęce (przebywa tam do dziś). Po trzech miesiącach sąd zdecydował się przedłużyć mu środek zapobiegawczy.

Sensacyjne zeznania

W zamian za złagodzenie kary, Andrzej E. zdecydował się współpracować z prokuraturą. Opowiedział o swoich dotychczasowych interesach z komendantami Mularzem i Bałdysem. Z tych zeznań prokuratorzy dowiedzieli się, że jego znajomość z szefami warszawskiej policji miała jeszcze drugie dno. Andrzej E. zeznał bowiem, że w zamian za zakupy w jego firmie, obiecał komendantom Mularzowi i Bałdysowi prowizję w wysokości 400 tysięcy złotych, co miało stanowić ok. 10 procent wartości kontraktu. Według jego wersji, komendanci jednak wkrótce potem podbili stawkę i zażądali już nie 400 tysięcy złotych, a dwóch samochodów terenowych o wartości 300 tysięcy złotych każdy. Na poczet transakcji, Bałdys zapłacił E. 60 tysięcy złotych z prywatnych pieniędzy. – Gdy sprawa wyszła na jaw, kazał, by  WTO zwróciło mu te 60 tys. zł. poprzez tajne konta operacyjne – opowiada znający sprawę funkcjonariusz Komendy Głównej Policji.

Po tych zeznaniach, sprawa trafiła do Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej. Osobne dochodzenie wszczęły też Biuro Kontroli i Biuro Spraw Wewnętrznych KSP. Chcieli zweryfikować prawdziwość zeznań Andrzeja E. oraz zbadać, czy pieniądze z tajnego funduszu operacyjnego wydawane są w sposób prawidłowy.

Zdefraudowane miliony

Po kilku tygodniach kontrolerzy sporządzili tajny raport adresowany do komendanta głównego policji – nadinsp. gen. Andrzeja Matejuka. Jego zawartość jest wstrząsająca. Wynika z niego, że samochody kupowane dla WTO były refakturowane. Kupowano je i rejestrowano jako nowe, zaś w rzeczywistości były pojazdami używanymi. 

Z kolei w siedzibach Wydziału (oficjalnie zarejestrowanych jako inne obiekty np. jednostki wojskowe) dokonano w ciągu ostatnich dwóch lat… aż kilkuset mniejszych i większych remontów. Remonty zlecono w trybie bezprzetargowym, a zapłacono za nie z funduszu operacyjnego. Pieniądze za wykonane usługi trafiły do firmy budowlanej B. z Białegostoku, której właścicielem jest… bliski znajomy komendanta Adama Mularza. W ostatnim czasie nie były prowadzone żadne remonty w WTO KSP realizowane na podstawie Prawa Zamówień Publicznych – poinformował nas rzecznik KSP – podinsp. Maciej Karczyński. – Do wydatków związanych z czynnościami operacyjno – rozpoznawczymi podejmowanymi przez policję nie mają natomiast zastosowania przepisy o rachunkowości i finansach publicznych. To o tyle zaskakująca informacja, że remonty (malowanie ścian, urządzanie gabinetów) nie wchodzą w zakres czynności operacyjno – rozpoznawczych i nie powinny być opłacane z tajnego funduszu. Kilkunastu emerytowanych wysokich rangą oficerów policji (w tym dwóch byłych komendantów głównych) powiedziało w rozmowie z Warszawską Gazetą, że nie jest im znana procedura pozwalająca na remontowanie i urządzanie siedzib za pieniądze z funduszu operacyjnego. Czyżby więc Komendę Stołeczną obowiązywały inne przepisy? To absolutnie wykluczone – mówi mł. insp. Mariusz Sokołowski – rzecznik KGP. – Przepisy prawne obowiązujące policję są takie same w całym kraju. Komenda Stołeczna Policji odmówiła nam podania precyzyjnej kwoty wydatków na urządzanie i remonty siedzib WTO. Z naszych informacji wynika, że chodziło o kilkanaście milionów złotych.

Kontrolerzy  Komendy Głównej odkryli jeszcze szereg innych nieprawidłowości. Jednym z nich był zakup tzw. „walizki operacyjnej” zawierającej nowoczesne urządzenia podsłuchowe. Na tą walizkę wydano 1,4 miliona złotych, co potwierdza faktura. Okazało się jednak, że wcześniej walizka ta przez 5 lat była wykorzystywana przez warszawski CBŚ, który stołecznej policji przekazał ją za darmo. Co stało się więc z 1,4 mln złotych? Na to pytanie prokuratorzy i kontrolerzy nadal szukają odpowiedzi. W związku z prowadzonymi zakupami w WTO walizki operacyjnej Komendant Stołeczny Policji polecił przeprowadzenie kontroli – poinformował nas podinsp. Karczyński. - Jednocześnie sprawę bada Biuro Spraw Wewnętrznych KGP. Podobna sytuacja ma miejsce w sprawie samochodów zakupionych na potrzeby WTO KSP. Jak dotąd nie stwierdzono większych nieprawidłowości w tym zakresie. - To dość dziwny komunikat, bowiem wynika z niego, że prokuratura apelacyjna sprawą zajmuje się niepotrzebnie.

Nagroda za milczenie?

Przełomowe dla śledztwa mogą się okazać zeznania Piotra K. – byłego naczelnika Wydziału Techniki Operacyjnej. Piotr K. zeznał,że wszystkie zakupy dokonywane przez WTO były aprobowane przez komendantów Mularza i Bałdysa. To o tyle ciekawe, że Robert Bałdys nie miał prawa podejmować decyzji o gospodarowaniu funduszem operacyjnym. Tajne rozporządzenie komendanta głównego policji przyznaje takie prawo jedynie komendantom wojewódzkim (komendant stołeczny ma status wojewódzkiego), a nie ich zastępcom.

Piotr K. powiedział prokuratorom, że działania obu komendantów były w pełni zgodne z prawem i wynikały z ich dobrych chęci, a winę za nadużycia ponosi on sam i jego ludzie. Co więcej: według tej wersji mieli oni w ogóle nie informować o nieprawidłowościach Bałdysa i Mularza. To o tyle istotna sprawa, że kilka tygodni przed złożeniem tych zeznań, Piotr K. odszedł na emeryturę, zaś Adam Mularz podjął decyzję o innym zaszeregowaniu go, co dawało mu emeryturę wyższą o 900 złotych. Rok temu Piotr K. uzyskał również na własność mieszkanie należące do KSP przy ulicy Grabowej w Warszawie, a z funduszu operacyjnego wyasygnowano 30 tys. zł na jego urządzenie. Czyżby przyznanie mu lokalu w Warszawie było formą „zapłaty” za zeznania oczyszczające obu komendantów? Sam Piotr K. nie chciał na ten temat rozmawiać. - Piotr K. otrzymał mieszkanie tymczasowe zgodnie z ustawą o Policji, jako policjant przeniesiony z urzędu do innej miejscowości – odpisał nam poprzez rzecznika Adam Mularz. – Kwatera została wyposażona standardowo,  zgodnie z obowiązującymi zasadami ze środków budżetowych Komendy Stołecznej Policji. - Naszym zdaniem, było to złamanie prawa, bowiem prawo zakazuje przyznawania lokali funkcjonariuszom, którzy posiadają już mieszkanie. Sam Piotr K. jest właścicielem nie tylko mieszkania lecz również domu pod Bydgoszczą.

Upadek z prostytutką

O I Zastępcy Komendanta Stołecznego Policji – mł.insp. dr Robercie Bałdysie zrobiło się głośno rok temu, gdy  tygodnik „Angora” próbował wyjaśnić związki komendanta Bałdysa z przeciekami ze śledztwa w sprawie Olewnika. Na Bałdysa, jako na źródło tych przecieków, wskazywali bowiem dwaj świadkowie zeznający przed sejmową komisją śledczą ds. Olewnika. Bałdys tłumaczył się wówczas mało wiarygodnie (nie wykluczył, że takie przecieki miały miejsce, ale zaręczał, że nie można go z nimi wiązać). Naszym zdaniem Bałdys mógł być w tej sprawie szantażowany aktami policyjnymi dotyczącymi wydarzenia z 2001 roku. Robert Bałdys – wówczas wysoki rangą oficer KGP – miał koordynować policyjne czynności w terenie. W towarzystwie warszawskiej prostytutki pojechał jednak na Mazury na polowanie. Po pijanemu spadł z ambony myśliwskiej i doznał licznych obrażeń. Z miejsca zabrano go do Warszawy policyjnym helikopterem, na koszt policji. – To jakiś absurd – odpowiada Bałdys. – Takie zdarzenie nigdy nie  miało miejsca. Nigdy nie szukałem towarzystwa takich pań.  Z akt sprawy wynika, że Bałdys wystąpił później o odszkodowanie z tytułu uszczerbku na zdrowiu poniesionego podczas pracy. Gdy wyszedł na jaw prawdziwy przebieg zdarzeń (przesłuchano 

m.in. pilota helikoptera i prostytutkę), wszczęto śledztwo na okoliczność sprawdzenia, czy Bałdys próbował wyłudzić odszkodowanie. To ostatnie zainicjował ówczesny wiceszef Centralnego Biura Śledczego – insp. Tadeusz Kotuła, niedoszły teść Bałdysa (córka Kotuły zerwała znajomość z Bałdysem, gdy dowiedziała się o okolicznościach upadku z ambony). – Nigdy nie próbowałem wyłudzać żadnego odszkodowania – odpierał zarzuty Bałdys. – Nie pozwoliłby mi na to honor policjanta. – Pan Bałdys bezczelnie kłamie – mówi Marek Surmacz – w czasach rządów PiS wiceminister spraw wewnętrznych odpowiedzialny za policję, później doradca Lecha Kaczyńskiego ds. bezpieczeństwa. – Cały skandal z udziałem jego i prostytutki stał się powodem, dla którego nie mógł liczyć na awans. – Surmacz przyznaje, że z powodu opisanych wydarzeń nie chciał dopuścić do powierzenia Bałdysowi kluczowych stanowisk w policji. – Za całą tę sprawę pan Bałdys powinien zostać wyrzucony z hukiem z policji i usłyszeć zarzuty karne – uważa Surmacz. Śledztwo w sprawie próby wyłudzenia odszkodowania toczyło się od początku bardzo opornie (od 2003 roku prowadził je były funkcjonariusz SB, bliski kolega Bałdysa). Ostatecznie zostało  odłożone do archiwum bez wyjaśnienia. – Na dzień dzisiejszy żadne dochodzenie w tej sprawie nie jest prowadzone– potwierdza Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji. Bardziej sprawnie posuwa się natomiast śledztwo warszawskiej Prokuratury Apelacyjnej. – Mogę tylko potwierdzić, że taka sprawa została u nas zarejestrowana pod sygnaturą Ap Vds 65/10, jednak dla dobra śledztwa nie możemy udzielać żadnych szczegółowych informacji – potwierdził nam prokurator Zbigniew Jaskólski, rzecznik warszawskiej apelacji. Z naszych informacji wynika, że jeszcze w tym roku w śledztwie tym stawiane będą zarzuty defraudacji publicznych pieniędzy i niedopełnienia obowiązków służbowych. Jeśli tak się stanie, błyskotliwe kariery komendantów Mularza i Bałdysa mogą się szybko i dramatycznie zakończyć.

Z młodszym inspektorem Robertem Bałdysem nie udało nam się skontaktować. W odpowiedzi na nasze pytania, komendant napisał, że przebywa na urlopie i nie widzi powodu, aby przerywać go dla udzielania nam wywiadów. Także po powrocie z urlopu, komendant Bałdys, pomimo naszych próśb, nie odniósł się do naszych informacji.

tytul_szukaj
tytul_zegar
04:00:02
tytul_kalendarz
Październik 2019
Pn Wt Śr Cz Pt So Nd
  123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
28293031     
tytul_zwiazek
mapka
tytul_zwiazek
galeria
tytul_zwiazek
Jak oceniasz dotyczasowe deyzje Komendanta Głównego Policji?
Dobrze
Źle
Nie mam zdania
dzielnik


ZW NSZZ P - 11 maja 1990 roku, jeden dzień po ogłoszeniu i wejściu w życie uchwalonej w dniu 6 kwietnia 1990 r. ustawy o Policji, Sąd Wojewódzki w Warszawie postanawia wpisać NSZZ P do rejestru związków zawodowych!