Mundurowi, do roboty!

Leszek Kostrzewski, Piotr Miączyński  

Rząd proponuje rewolucję w emeryturach mundurowych. Policjanci i żołnierze przyjęci do służby po 2011 roku mają pracować dłużej - być może nawet jak reszta Polaków do 60. (kobiety) lub 65. (mężczyźni) roku życia. O wysokości emerytury decydowałyby ich odłożone składki, a nie - jak dziś - sute dotacje z budżetu.

To jeden z najbardziej radykalnych pomysłów premiera w przedstawionym w piątek planie konsolidacji i rozwoju. Wiadomo, że system emerytur mundurowych jest niesprawiedliwy, kosztowny i na dłuższą metę nie do utrzymania (dopłacamy do niego wszyscy ponad 4,5 mld zł rocznie). Skandalem jest to, że zdrowy, młody policjant i żołnierz po 15 latach służby odchodzi na emeryturę i dalej dorabia w swojej dawnej jednostce, komisariacie czy w agencjach ochrony.

Przez dwa lata były szef MSWiA Grzegorz Schetyna negocjował z policyjnymi związkami reformę mundurówek. I na każdym kroku im ulegał. A szef MON Bogdan Klich do reformy emerytalnej w wojsku od początku podchodził jak pies do jeża. Wsłuchując się w opinie armii - za każdym razem był przeciwny "radykalnemu" wydłużeniu wieku emerytalnego.

Dlatego należy docenić pomysł premiera i ministra Michała Boniego (bo to on faktycznie stoi za propozycją reformy). Czy jednak obecni szefowie MSWiA i MON wbrew związkowcom zechcą go realizować? Powinni. Bo jest to tak naprawdę powrót do założeń reformy emerytalnej z 1999 roku.

Kiedy reforma ruszała, mundurowi byli tak jak inni Polacy w powszechnym systemie emerytalnym. Bez żadnych przywilejów. Płacili zwyczajnie składki do ZUS i OFE. Po trzech latach rząd Leszka Millera to skasował. Gdyby nie to, mielibyśmy już dziesięć roczników mundurowych w nowym systemie emerytalnym.

Odejście od reformy było błędem. Miejmy nadzieję, że zostanie on szybko naprawiony.

Źródło: Gazeta Wyborcza