tytul_zwiazek
tytul_zwiazek
logo_forum
Statystki odwiedzin
OkresWizytOdsłon
Wczoraj 128 348
Ostat tydzień 1328 3334
Ostat. dwa tyg. 2727 6855
Ostat. miesiąc 6778 16760
Ostatni rok 95455 236621
Razem 1958986 4248137
Czas arogancji


Czas arogancji

Niemal rok temu, odpowiadając na wezwanie zastępcy Komendanta Głównego Policji – insp. Andrzeja Treli pozwoliłem sobie na odrobinę szczerości. Zatytułowałem tamten tekst „Czas na zmiany”, uwierzyłem, o moja naiwności, że rzeczywiście coś może się zmienić, że stymulatorem tych zmian może być pukający do naszych bram kryzys. I co? Ano nic. Jeśli się zmieniło, to niewiele. A co z „moim głosem” w tej ogólnopolicyjnej dyskusji? Szybko zostałem sprowadzony do poziomu właściwego „takim jak ja” policjantom. Przez miesiąc ustalałem z magazynem „Policja 997” jakież to fragmenty mojego tekstu zostaną zamieszczone na jego łamach. I zamieścili wepchnięte w wywiady z komendantami – insp. Andrzejem Trelą i nadinsp. Arkadiuszem Pawełczykiem. Jak to wyszło – odsyłam do numeru z sierpnia 2009 r. Ja nie byłem nazbyt szczęśliwy z takiego rozwiązania, ale też doszedłem do przekonania, że jakakolwiek polemika nie ma żadnego sensu.

Zatem czy warto rozmawiać, czy ktoś właśnie „taki jak ja” ma do tego w ogóle prawo. Prawdę powiedziawszy, sam nie wiem. Nie wiem też, jakie skutki przyniesie to moje pisanie.

Właściwie to miałem już tego nie robić, ale kilkanaście dni temu uczestniczyłem w pogrzebie naszego kolegi Andrzeja Struja. Padło tam wiele słów, jak to przy takiej „okazji”, ale mnie utkwiły w pamięci słowa wypowiedziane przez jednego z kapelanów – „...mówić, czy milczeć”? On powiedział, mówię więc i ja.

Najważniejszy jest człowiek?

To ponoć ludzie są najważniejsi. Słyszałem to ostatnio wiele razy. Kiedy jednak analizowałem wypowiedzi „naszych policyjnych włodarzy” z ubiegłego roku, a zebrało się tego całkiem sporo, to czasami zastanawiałem się, jak to jest, czy oni też są policjantami i bronią naszych spraw, czy też zostali przysłani (przez kogo i skąd?) do wykonania zadania, które niekoniecznie jest spójne z tym, czego chcieliby policjanci z komisariatów, komend miejskich, ludzie z tzw. terenu. Przez cały czas słyszę, jaki to osiągnęliśmy sukces i jakie oszczędności, jak wiele się nauczyliśmy. Przy różnych okazjach oglądam prezentacje i słupki. Widzę jak niektórym bardzo odpowiada „taki swoisty wyścig szczurów”. Tylko czy to rzeczywiście jest sukces, jeśli policjantom odbiera się 30% funduszu nagrodowego, wachluje się przez cały rok pieniędzmi przeznaczonymi na świadczenia, nie wypłacając ich w terminie. Czy sukcesem są oszczędności, kiedy w jednostkach bieda, aż piszczy. To nie sztuka oszczędzać, ograniczając środki. Chyba że rzeczywiście ma być tak, jak to chcieliby co poniektórzy, i każdy policjant w tym kraju powinien pracować za trzech, najlepiej na swoim komputerze, swoim papierze... Wreszcie, czy jest sukcesem to, że w Policji w 2009 r. nie było zwolnień funkcjonariuszy (choć tu pojawiają się wątpliwości, bo co z tymi „trzydziestolatkami”, którzy zostali zmuszeni do przejścia na emeryturę – sam znam co najmniej kilku). A zatem gdzie ten człowiek?

Gdyby do tego dodać jeszcze nagłośnione przez media informacje o mobbingu w naszej formacji (a ile było tych nienagłośnionych, tych, które nigdy nie wyszły poza cztery ściany jednostki), gdyby powiedzieć o tych 20 policjantach, którzy w ubiegłym roku targnęli się na swoje życie (plus dziesięć prób nieskutecznych) i utrzymującym się od kilku lat trendzie wzrostowym samobójstw. To jaki jest ten krajobraz naszej formacji. Dość szarawy i smutnawy. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że żyjemy w dwóch różnych, zupełnie odmiennych policyjnych światach. Jeden, to ten oglądany z góry, z pozycji Komendanta Głównego, jego zastępców, dyrektorów biur... Drugi, to świat postrzegany z poziomu komisariatu. Niby ten sam świat, a jednak nie ten sam.

A teraz na dodatek podniósł się krzyk – biją policjantów (notabene mam wrażenie, że dla wszystkich staliśmy się chłopcami do bicia – biją zwykli chuligani, bandyci, biją – ech, aż strach napisać...). Czy to zawsze musi być tak, że dopiero kiedy zginie policjant, przychodzimy po rozum do głowy. Ile razy w ciągu minionych lat mojej służby (w listopadzie 20) przerabialiśmy już to samo. Statystyki przecież były nam znane, w ubiegłym roku odnotowano ponad 800 ataków na policjantów. I co? I nic. Tu właśnie było pole do popisu dla moich przełożonych, tu można było pokazać dbałość o człowieka. Musiał zginąć kolejny policjant, aby ktoś dostrzegł problem. Za jakiś czas znowu się uspokoi, temat zejdzie z czołówek gazet, radia, telewizji. Wrócimy do codzienności. A problem jest i nie dotyczy on tylko i wyłącznie Policji. Nie pomoże tu zaostrzanie przepisów prawa ani umożliwienie posiadania broni przez policjantów poza czasem pełnienia służby. To tylko rozwiązania doraźne. Bo cóż z tego, że zaostrzymy prawo, jeśli coś niedobrego dzieje się z młodymi ludźmi. Tyle działań różnych instytucji, w tym i Policji, a jak widać efekt dość mizerny. Cóż z tego, że policjant będzie miał cały czas broń służbową, jeśli będzie niedoszkolony, jeśli nie będzie doskonalił swoich umiejętności strzeleckich. A wszystko w imię oszczędności. Wiem co piszę, jestem policjantem, gdyby ktoś miał wątpliwości, to informuję, że od czasu do czasu pełnię służbę dyżurnego jednostki, nie noszę wtedy w kaburze kartofla tylko służbowy pistolet. W ubiegłym roku nie strzelałem w ogóle. W tym roku, póki co otrzymałem komunikat, że też jestem wyłączony ze strzelania. Ja to jeszcze pół biedy, wszak jestem tym „policjantem – niepolicjantem” ze szkoły. Ale znam przypadki jednostek terenowych, gdzie policjanci jadą na strzelnicę oddaloną kilka kilometrów od miejsca pełnienia służby (oczywiście swoimi samochodami) i oddają raptem cztery strzały, po dwa naboje z każdego magazynka. Potem każe się im „ćwiczyć na sucho”. No i biją policjantów...

Ale żeby nie było wątpliwości, najważniejszy jest człowiek, jeśli nie na co dzień, to przynajmniej w wywiadach dla naszej policyjnej gazety: „Za nami trudny rok i przed nami trudny rok, trudny budżet. Sami jednak udowodniliśmy, że pieniądze to nie wszystko. Że najważniejsi są ludzie. To, jak pracują i ze sobą współpracują.” Kto to powiedział? Odsyłam do numeru 2/2010 miesięcznika „Policja 997” („Robimy swoje”).

Miszmasz, czyli trochę o konkursach, naborach i mundurach

Och, ile tu byłoby do napisania. Ale i tak ten tekst rozrasta się do monstrualnych rozmiarów, więc krótko. Postępowania na wybrane stanowiska służbowe – potocznie zwane konkursami. Ano właśnie. Przeglądałem zasady tych postępowań. I nie znalazłem słowa konkurs. Być może nie szukałem nazbyt dokładnie. Ale przecież jest w tych postępowaniach forma rywalizacji. Przeprowadzane są testy, rozmowy, kandydaci są oceniani. Jest oficjalna punktacja. Ktoś jest lepszy, ktoś gorszy. Trochę jak w rywalizacji sportowej. Tylko ta końcówka rywalizacji jest trochę zaskakująca. To tak jakby konkurs skoków wygrał Adam Małysz, a dyrektor sportowy zawodów Walter Hofer wskazał jako zwycięzcę Simona Ammanna, no albo kogoś innego, kogoś kto mu bardziej odpowiada. Nie będę oczywiście z tym polemizował, bo i tak usłyszałbym wiele argumentów, że to tak właśnie ma być. Przełożony powinien sobie wybrać osobę, z którą chce współpracować. Po co w takim razie „zawody”, strata czasu dla innych zawodników, no i pewnie jakieś tam koszty związane z tą całą procedurą.

Nabory – „młócimy” tych kandydatów na policjantów przez cały rok. Liczby idą w tysiące. Nasuwają się proste pytania i wątpliwości. Ile osób z tych, które pozytywnie przeszły przez całą procedurę (co oczywiście wiąże się pewnie ze sporymi kosztami) zostało później przyjętych do służby? Limit czasu, w jakim powinno to nastąpić wynosi rok od momentu złożenia przez kandydata pierwszych dokumentów (takie przynajmniej otrzymałem informacje). Jeszcze bardziej kuriozalnie przedstawia się sprawa zmian reguł gry w zakresie karalności kandydatów. Zakrawa to o kpinę. Bo co z tymi, którzy wcześniej zostali przyjęci do Policji, mając na swoim koncie wykroczenia. Nie dziwi zatem oburzenie tych kandydatów, którzy już prawie poczuli się policjantami, a tu nagle taka niespodzianka. Sam udzielając odpowiedzi w ramach dostępu obywateli do informacji publicznej, odbierałem wiele pytań. Trudno było znaleźć racjonalne wytłumaczenie. A co z poniesionymi kosztami (przecież jesteśmy tak oszczędni)? Ile było osób, które przeszły kilka etapów, a może i całe postępowanie i nagle okazywało się, że ich wysiłek poszedł na marne? I jeszcze jedno pytanie w tej kwestii, czy osoby odpowiedzialne za to zamieszanie poniosły, bądź poniosą jakąkolwiek odpowiedzialność?

Mundury – tu już absurd gonił absurd. Wystarczyło tylko śledzić doniesienia prasowe. Również te, które ukazywały się w moim ulubionym miesięczniku – „Policja 997”. A może było to tak, że ktoś za wszelką cenę chciał zabłysnąć i uraczyć nas (policjantów) nowymi mundurami na dziewięćdziesięciolecie polskiej Policji. Wystarczy tylko popatrzeć, iluż to funkcjonariuszy „paraduje” w tych nowych mundurach. Nikt nie przewidział, że lato może być gorące a zima mroźna? Zresztą mundury zimowe to na razie „pieśń przyszłości”. Najgorsze w tym jest to, że najbardziej za dystrybucję nowego umundurowania dostało się właśnie katowickiej Szkole Policji. Choć od samego początku, zgodnie z prawdą i lojalnie uprzedzaliśmy, że nie za bardzo jesteśmy do tego zadania predystynowani. Niektórzy przełożeni z KGP ze zrozumieniem kiwali głowami i przyjmowali nasze argumenty do wiadomości. A wyszło, jak wyszło. To my zostaliśmy upomniani oficjalnym pismem, a niektórych spotkała solidna reprymenda. Za to osoba odpowiedzialna za całe mundurowe zamieszanie i inne galimatiasy w policyjnej logistyce, jest dzisiaj w nagrodę zastępcą komendanta wojewódzkiego, a co poniektórzy musieli „przejść na zasłużoną emeryturę” (ponoć sami chcieli). Na koniec jeszcze słów kilka o łatwopalności nowych mundurów. Osobiście rozmawiałem z policjantem, który przeprowadził sławetną próbę wytrzymałości na spalanie naszego nowego stroju. Za profanację munduru omal nie został ukarany. I rzeczywiście, to nie sztuka protestować, kiedy mundury zostały wprowadzone do użytku, a wcześniej przez wiele miesięcy były testowane. Problem tylko w tym, że na etapie testowania, w grudniu 2007 r. w piśmie do Zastępcy Dyrektora Biura Logistyki KGP informowaliśmy: „Policjanci wytypowani do testów (...) zadają pytania co z odpornością na spalanie i wysoką temperaturę testowanych elementów umundurowania. Są one w większości wykonane z nowoczesnych materiałów, zawierających w swej strukturze różnego rodzaju tworzywa sztuczne, które w przypadku kontaktu z wysoką temperaturą z reguły ulegają stopieniu, mogąc spowodować poważne, trudno gojące się obrażenia”. Przypominam, grudzień 2007 roku. Pozostawiam to bez komentarza.

Co z tymi szkołami?

Szkoły. Ano właśnie. Tu wszystko się zaczęło. Nie wiem jak ostatecznie się zakończy. Widać wszyscy znają się na szkolnictwie policyjnym i za punkt honoru uznali swój udział w jego reformie. W ramach „dobrze rozumianych oszczędności” w ubiegłym roku niemal 400 osób zostało przeniesionych do innych jednostek, zwolnionych albo też przeszło na emeryturę (tu prym wiedli zwłaszcza tzw. „trzydziestolatkowie”). To tak jakby niezauważalnie zlikwidowano jedną szkołę policyjną. I co, świat się nie zawalił. A tak na marginesie, zasadnym staje się pytanie, kto tak naprawdę w ścisłym kierownictwie Policji odpowiada z szkolnictwo?

Świat się nie zawalił, szkoły też przetrwały. Ale zaczęły się jakieś dziwne harce. Nasi przełożeni nazwali to zarządzaniem zmianą organizacyjną. A jak to zarządzanie i zmiana ich zdaniem wyglądała: „tak że, wszyscy pracownicy i policjanci w pełni utożsamiali się z wyznaczonymi celami, a modyfikacja struktury organizacyjnej oraz etatowej była implikacją osiągniętego konsensusu społecznego”. W każdym razie w wyniku tego „konsensusu społecznego” w Katowicach pozbyliśmy się 90 pracowników. Ale to nie był jeszcze koniec. W imię osiągnięcia tzw. progów satysfakcji (jest jeszcze drugie określenie - wartości oczekiwanych) określonych przez KGP, w szkołach rozpoczął się „nowy wyścig szczurów” i zaczęło się „prawdziwe oszczędzanie”. Skupię się na własnym podwórku, choć gdzie indziej też było ciekawie. Wystarczyło np. przenieść kierowcę na inne stanowisko i to już redukowało koszty transportu. To nic, że on dalej wykonywał obowiązki kierowcy, ale teraz ponoć był już zaopatrzeniowcem. Jeszcze w lecie w szkole rozbrzmiewały sygnały policyjnego radiowozu, a słuchacze ćwiczyli zatrzymanie, pościg. Później wszystko ucichło, oznakowany policyjny samochód transportowy został wyrejestrowany. Wyrejestrowany, a więc tak jakby go nie było. Spore oszczędności. Jak słuchacze chcieli ćwiczyć, to wypychali samochód z garażu, bo wyjechać nim nie można, nie ma paliwa, nie działa akumulator, nie można nawet włączyć sygnałów, ale za to można pokazać gdzie się je włącza. „Praktyka, nade wszystko praktyka” - to jeszcze niedawno była dewiza naszej szkoły. Niestety nawet tak radykalne rozwiązania nie pozwoliły na osiągniecie „progu satysfakcji” w dziale transport. I tak przekraczamy 3 zł, a powinno być sporo poniżej złotówki. Ciekawych wniosków dostarcza także analiza prezentacji z podsumowania ubiegłorocznej działalności pionu logistyki. Nasza szkoła z autsajdera wyrosła na lidera. Z dumą prezentujemy, że np. na zakup książek wydaliśmy grosze, problem tylko w tym, że nie kupiliśmy prawie żadnej książki, a zakup prasy został ograniczony do minimum. Jak na placówkę o charakterze edukacyjnym to doprawdy spore osiągnięcie. Ale to jeszcze nic w porównaniu ze Szkołą w Pile. Tam wydatki na zakup materiałów utrzymania higieny osobistej wyniosły 0,0 zł. I można, no pewnie, że można.

A jak my staliśmy się prymusem zmian? W prosty sposób. Ponieważ zaczęło brakować wykładowców, to zwiększono grupy szkoleniowe z 20 osób do 26. To nic, że zaczęło brakować miejsca na matach, że 6 osób więcej na zajęciach strzeleckich, to dodatkowy czas, którego przecież nie przybyło (lekcja jak trwała, tak trwa 45 minut), że nasze sale, jak sami niejednokrotnie podkreślaliśmy, były przystosowane do prowadzenia zajęć w małych grupach i stosowania interaktywnych metod nauczania. Ciekawostkę stanowi fakt, że nie zmieniła się decyzja wprowadzająca program realizowany na kursie podstawowym, tam dalej jest mowa o dwudziestu osobach, a decyzja o szkoleniu strzeleckim mówi wyraźnie, że grupa szkoleniowa nie może przekraczać 23 osób. Ale jak widać wszystko można. A jak się jeszcze ciągle słyszy, że jak nie my, przyjdą inni i zrobią co trzeba, to powoli zaczyna się w to wierzyć. Swoją drogą, patrząc na te wszystkie „nowatorskie działania” należałoby zapytać, gdzie się podziały nasze procedury zarządzania jakością. Ot, choćby takie zakończenie kursu podstawowego (to po części moja działka, dlatego pytam). Nie ma uroczystego apelu, nie ma obiadu. Jest egzamin końcowy. Wręczenie świadectw i tyle. Procedury zakładają zgoła coś innego. A przecież jeszcze w lecie ubiegłego roku było nas stać na ściąganie kompani reprezentacyjnej (nietatowej) z OPP w Bielsku-Białej. Przejeżdżali samochodami służbowymi 100 km, częstokroć ściągani ze służby w mieście, po to tylko, żeby stanąć przez pół godziny na placu apelowym szkoły. Gdzie tu oszczędzanie i racjonalność? I tak można by w kółko.

Jak daleko można się cofać? Oj daleko. Kiedy wydawało się, że w szkolnictwie policyjnym trochę się uspokaja, z nowym rokiem nastąpiło swoiste deja vu. Znów mamy się redukować. Dowiadujemy się tego oczywiście z mojej ulubionej gazety (wiecie już jakiej).Padają jakieś liczby, a kiedy zapytać, to nikt nie wie z czego one wynikają. Przynajmniej tak mówią. Ale to jeszcze nie wszystko. Skróceniu ulega szkolenie podstawowe, bagatela tylko o 144 godziny. Trwało niemal siedem miesięcy, teraz będzie trwało sześć. Nie zmienił się tylko program. Po prostu, na niektóre zagadnienia przeznaczono mniejszą liczbę godzin.

To kurs podstawowy. A szkolenia specjalistyczne? Jest ich w Policji niemal osiemdziesiąt (to też ciekawe). Ponieważ nie były realizowane od dłuższego czasu, potrzeby jakie w tym zakresie zostały określone przez komendy wojewódzkie sięgają 15. 000 (oficjalna odpowiedź Biura Kadr i Szkolenia KGP na zapytanie NSZZP z lutego br.). Jak uzdrowić tę sytuację? Stosując rozwiązania proponowane przez „naszych wybitnych fachowców”. Ot, jak choćby oszczędności w szkoleniu psów i ich przewodników. Po co szkolić kilkakrotnie tych samych przewodników, wystarczy wyszkolić tylko psy. To wcale nie jest żart. To rozwiązanie, o którym usłyszeliśmy już kilka lat temu na naradzie rocznej (autor w dalszym ciągu zajmuje dość eksponowane stanowisko w KGP). Być może przewodnicy przystaliby na taką propozycję, ciekawe tylko co na to psy?

Można zaklinać rzeczywistość i mówić, że czarne to białe i na odwrót. Jednak to tej rzeczywistości nie zmieni. Choćby nie wiem jak interpretować liczby, to bezspornym pozostaje fakt, że wzrosła nam przestępczość (nawet jeśli niektórzy mówią, że w granicach błędu statystycznego, szkoda że tego nie zauważali kiedy spadała w granicach błędu), że ostatnie wydarzenia to też nie przypadek, że obniża się jakość szkolenia (ale jak ma się nie obniżać - tylko w ostatnim czasie 20 uczestników kursu podstawowego zakończyło bardzo szybko swoją policyjną przygodę w naszej szkole, w grudniu 42 osoby nie zdały egzaminu końcowego itd., itd.). A najważniejsze zadanie na nowy rok - koniecznie osiągnąć wyznaczone progi satysfakcji, wartości oczekiwane. Pytanie tylko dla kogo te progi są satysfakcjonujące i dokąd ta pogoń za osiąganiem wartości oczekiwanych nas zaprowadzi.

Trzeba reformować szkolnictwo, już to raz napisałem. Ale niekoniecznie tak, jak chciałoby tego paru emerytowanych generałów, którzy pozahaczali się w różnych uczelniach i teraz chętnie łyknęliby trochę z tego tortu dla nowych pryncypałów. I może jednak warto dopuścić do tego reformowania ludzi ze szkół. Może warto ...

Czas arogancji

O dwóch światach napisałem już wcześniej. Teraz trochę o arogancji. Jestem związkowcem i w grudniu uczestniczyłem w pikiecie protestacyjnej. Przyjechało nas do Warszawy całkiem sporo. Była mowa o czterech, pięciu tysiącach. Przyjechaliśmy z całej Polski. I nikt, nikt nie potrafił do nas wyjść, nikt nie potrafił stanąć przed funkcjonariuszami, ludźmi, którzy stoją na straży bezpieczeństwa obywateli, którzy, jak pokazują choćby ostatnie przykłady, w imię ochrony porządku publicznego narażają swoje życie. I tak stałem wraz z innymi przed kancelarią Premiera RP. Nikt do nas nie wyszedł, ani przedstawiciel ministerstwa, ani przedstawiciel KGP. Nikt. Kiedy wracałem do domu, zastanawiałem się, ilu policjantów musiałoby przyjechać do Warszawy, żeby to „sprawiło wrażenie”. Pięćdziesiąt, sto tysięcy? Tylko kto wtedy pełniłby służbę. I właściwie na kim mielibyśmy sprawiać to wrażenie. Komu tak na dobrą sprawę zależy na ludziach w niebieskich mundurach, poza oczywiście częstokroć wypowiadanymi sloganami i pięknie brzmiącymi, słownymi deklaracjami.

Przesadziłbym twierdząc, że mój poprzedni tekst był taki zupełnie niepotrzebny. Dzięki niemu miałem niepowtarzalną okazję do „kilku spotkań na wysokim szczeblu”. Inna rzecz, że niewiele z nich wynikało. Nikt nie słuchał argumentów „ludzi ze szkół”, przez cały czas krążyły i krążą jakieś dziwne wyliczanki. Ostatnio pojawiły się w materiałach prasowych i cytowanych tam wypowiedziach anonimowych urzędników z MSWiA. Podają (anonimowo), że liczba słuchaczy na wykładowcę w naszych policyjnych szkołach waha się od 4 do 6,7, a liczba godzin dziennych zajęć od 1,7 do 2,4. Nie wiem skąd te tak ochoczo upubliczniane wyliczenia, nie wiem też jak jest w innych szkołach. Sprawdziłem w swojej szkole, w Katowicach i wygląda to następująco: średnia liczba zajęć 3,6; średnia liczba słuchaczy rzeczywiście 6,7 - przy jednym wszak założeniu, że dysponujemy wszystkimi wykładowcami. Co tak na dobrą sprawę nigdy się nie zdarza. Przedstawione wyliczenia dotyczą lutego br. Bywały dni, że nieobecnych było aż 20 wykładowców (praktyki, zwolnienia lekarskie, wykonywanie zadań poza szkołą...). Mówiliśmy o tym wielokrotnie, ale i tak nikt nie słuchał... Zresztą tego nie można tak liczyć, takie wyliczanki nie mają sensu. Nie jest też naszą winą, że szkolimy na pół gwizdka, no może trzy czwarte (aktualnie szkolimy 434 słuchaczy), choć i możliwości szkoły, jak i potrzeby szkoleniowe są znacznie większe. Ale cóż, szukamy oszczędności w Policji (o oszczędzaniu na szkolnictwie policyjnym była już mowa powyżej).

Od niemal roku, początkowo jeszcze razem z kierownictwem mojej szkoły, próbowaliśmy przekonywać (świadczą o tym liczne opracowania i analizy przesyłane do KGP), że nie można porównywać kilkunastotysięcznego garnizonu ze szkołą Policji. Inna specyfika, zupełnie inne zadania. Zawsze wtedy słyszałem, że owszem można. Z biegiem czasu uwierzyło w to chyba i kierownictwo mojej szkoły. Efekt, sierpniowe zmiany struktury organizacyjnej (o tym też już była mowa). Ja nie bardzo wierzyłem i nie wierzę do dziś. Ale tego i tak nikt nie chce słuchać...

Od lipca ub. roku, gdzie tylko mogę zadaję fundamentalne (oczywiście moim zdaniem), ale zarazem i proste pytania dotyczące szkolnictwa policyjnego. Niestety, do tej pory nikt na te pytania nie odpowiedział. Ostatnio znowu spróbowałem. Na naradzie rocznej w Szkole Policji w Katowicach. Ponieważ wiedziałem, że i tak nie będzie czasu na pytania i odpowiedzi (zawsze nasi goście śpieszą się na naradę w KWP w Katowicach) przekazałem je osobiście w formie pisemnej insp. Andrzejowi Treli. Padła publiczna deklaracja, że wkrótce otrzymam odpowiedź (występowałem jako przewodniczący ZS NSZZP). Od tamtej pory minęło ponad czterdzieści dni, oczywiście żadnej odpowiedzi nie otrzymałem. Ale też specjalnie na to nie liczyłem. Poniekąd tamta, styczniowa narada stała się pretekstem do napisania tego tekstu. Obiecałem to insp. Andrzejowi Treli również publicznie i teraz dotrzymuję słowa. A zatem jakież są te pytania, ano takie (może kiedy je upublicznię, ktoś w końcu zdecyduje się na nie odpowiedzieć):

tytul_szukaj
tytul_zegar
04:00:03
tytul_kalendarz
Październik 2019
Pn Wt Śr Cz Pt So Nd
  123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
28293031     
tytul_zwiazek
mapka
tytul_zwiazek
galeria
tytul_zwiazek
Jak oceniasz dotyczasowe deyzje Komendanta Głównego Policji?
Dobrze
Źle
Nie mam zdania
dzielnik


ZW NSZZ P - 24 kwietnia w Auli im. insp. Wiktora Ludwikowskiego Komendy Wojewódzkiej Policji w Poznaniu odbyła się uroczysta zbiórka z okazji 34. Rocznicy powstania Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów.